Zdjęcie: Jakub Wittchen
Kiedy kilka miesięcy temu dowiedziałem się, że Teatr Nowy ma w planach przedstawienie traktujące o świecie gier komputerowych, nie mogłem się doczekać premiery. Nie ma bowiem co ukrywać, że na scenie rzadko możemy obserwować świat wirtualny. Częściej zdarza się to w kinie. Ostatnio między innymi za sprawą Jan Komasy w, moim zdaniem, średnio udanej "Sali samobójców". Zresztą nie ma co ukrywać, że nie jest łatwym zadaniem pokazać na scenie graczy i ich świat. Chociażby dlatego, że teatr operuje o wiele skromniejszymi środami niż kino i wiele elementów działa na zasadzie dopowiedzeń. Grzegorz Gołaszewski, reżyser "Elsynoru", podjął więc ogromne ryzyko.Pytanie tylko, czy się opłaciło.
Historia nie jest specjalnie skomplikowana. Oglądamy trzy osoby zafascynowaniem światem wirtualnym. Grają oni w grę o nazwie Elsynor, która oczywiście przywodzi na myśl słynny zamek z "Hamleta". Każdy wybiera inną postać z dramatów Shakespeare'a. Dziewczyna (Marta Szumieł) kieruje awatarem Hamleta, Chłopak (Bartosz Nowicki) królem Learem, a Dozorca Julią (Julia Rybakowska) z "Romea i Julii". Siedząc w fotelu czujemy się tak, jakbyśmy byli w samym środku wydarzeń, po drugiej stronie monitora. Muszę przyznać, że taka perspektywa okazała się niezwykle interesująca. Twórców nie interesowała ocena moralna poszczególnych bohaterów. Tę kwestię zostawili widzom. I bardzo dobrze, bo wtedy ten projekt byłby jak wiele innych, które znamy z obrazów filmowych.
Najważniejsze po wyjściu z teatru jest to, czy coś nam zostaje w głowie, jakiś konkretny obraz, scena. W przypadku "Elsynoru" z całą pewnością jest to gra w Jengę. Oglądamy ją w napięciu, ale jednocześnie z uśmiechem na twarzy. Wszystko to za sprawą Mariusza Zaniewskiego oraz Michała Grudzińskiego, którzy bawią się na scenie i nie jest to udawane, wymuszone. Sprawiało im to autentyczną frajdę, co również udzieliło się zgromadzonej na Scenie Nowej publiczności. Rewelacyjny był także moment, w którym Dziewczyna kieruje Julią pokazując, jakie ruchy może wykonać jej awatar. Julia Rybakowska wykorzystuje w tej scenie wszystkie swojej zdolności aktorskie udowadniając, jak nietuzinkową jest aktorką.
Zdjęcie: Jakub Wittchen
Przedstawienie ma również dwa niedociągnięcia. Pierwszym z nich jest fakt, że niewiele wiemy o bohaterach, których oglądamy na scenie. Przez to ciężko utożsamić się z którąkolwiek z postaci. Nie wiemy skąd wzięło się ich zafascynowanie grami i co ich w tym świecie pociąga. Niewiele możemy też powiedzieć o postaciach granych przez Antoninę Choroszy. Szczególnie mam tutaj na myśli Matkę, która wydawała się niezwykle intrygująca, a tymczasem tak szybko jak się pojawiała, tak też szybko znikała. Odniosłem też wrażenie, że twórcy nie mogli się zdecydować czy bardziej postawić na opowieść o graczach komputerowych czy też na postaci szekspirowskie. Przez to te drugie momentami stanowiły tylko dodatek do spektaklu. Z kolei bardzo podobała mi się muzyka autorstwa Marcina Partyki, nawiązująca do starych gier sprzed lat.
Debiut Grzegorza Gołaszewskiego w teatrze dramatycznym oceniam jako bardzo udany. Zawsze był jednym z moich ulubionych aktorów młodego pokolenia. Dlatego dobrze, że sprawdził się także po tej drugiej stronie. Opowiada o świecie, który rozumie, a jego przedstawienie nie operuje schematami. Jest oryginalne i co ważne, skierowane nie tylko do miłośników gier. Warto odbyć podróż do świata "Elsynoru", który nikogo nie pozostawi obojętnym i będzie tematem wielu interesujących dyskusji o świecie wirtualnym i nie tylko.
Mateusz Frąckowiak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz