wtorek, 13 sierpnia 2013

Rekordowa edycja



Przed kilkoma dniami zakończyła się trzecia edycja festiwalu Transatlantyk. Z roku na rok program jest coraz bogatszy, a co najważniejsze zróżnicowany. Bilety nie są drogie, a na niektóre seanse można było wejść za darmo, co niejako staje się już tradycją w przypadku tego wydarzenia. Postanowiłem wybrać dla was dziesięć filmów, które mnie zachwyciły i krótko uzasadnić swój wybór. Uwaga! Kolejność nie jest przypadkowa.

1. "Najlepsze najgorsze wakacje" - reż. Nat Faxon, Jim Rash
Zdecydowanie najlepszy film tej edycji festiwalu, do którego jeszcze nie raz będę wracał.  Bardzo inteligentna amerykańska komedia, co ostatnio jest nieczęstym zjawiskiem. W dodatku świetnie zagrana przez wszystkich aktorów, bez wyjątku. Niewątpliwym smaczkiem jest tutaj występ Steve'a Carella, który tym razem gra postać wyjątkowo ponurą, nie dającą się lubić. Z tego zadania wyszedł zwycięsko i udowodnił, że jest wszechstronny i potrafi zaskoczyć. Polska premiera 27 września. Nie przegapcie!
2. "Heli" - reż. Amat Escalante
Obraz nagrodzony za reżyserię na tegorocznym festiwalu w Cannes. Zresztą bardzo słusznie, bo jest to niezwykła opowieść, budowana na obrazach przemocy fizycznej i psychicznej. Niektóre sceny pozostają na długo w pamięci. Ale o to przecież chodzi w kinie, żebyśmy nie zapomnieli danego tytułu tuż po zakończeniu seansu. Gwarantuję wam, że w tym przypadku na pewno tak nie będzie.
3. "Pragnienie miłości" - reż. Michel Franco
Film, który w polskich kinach przeszedł trochę bez echa. A szkoda, bo ta opowieść o wykorzystywanej przez swoich rówieśników Alejandry jest na tyle porażająca, że oglądamy ją z wypiekami na twarzy aż do ostatniej sceny. Duża w tym zasługa rewelacyjnej Tessy Ia, o której na pewno jeszcze nie raz usłyszymy. Kino poruszające do głębi.
4. "Valentine Road" - reż. Marta Cunningham
Tego dokumentu nie obejrzycie już w kinie, ale warto go złapać w telewizji. Ma go podobno pokazywać w Polsce HBO. Jest to wstrząsająca historia chłopaka zamordowanego przez swojego rówieśnika. A wszystko dlatego, że ujawnił on swoje preferencje seksualne i wyznał miłość koledze. Reżyserka ujawnia nam nam pewne tajemnice, które mogą, ale nie muszą zmienić naszego spojrzenia na te wydarzenia. Wybór pozostawia nam, widzom. Wszystko to prowadzone jest w szybkim tempie, w związku z tym nie mamy czasu na oddech. Drugi po "Ojcu i synu" w reżyserii Pawła Łozińskiego, najlepszy dokument jaki miałem okazję oglądać w 2012 roku.
5. "Frances Ha" - reż. Noah Baumbach
Jeżeli ktoś jest fanem twórczości Woody'ego Allena, niech koniecznie obejrzy ten film. Przezabawna historia tytułowej Frances, która chce zostać tancerką. Brawurowo gra ją Greta Gerwig, czyli Allen w spódnicy, jak o niej mawiają niektórzy. Niezwykły klimat tworzy tutaj również czarno-biały obraz, przez co przypomina to nieco film "Manhattan" z 1979 roku. Oprócz tego inteligentne dialogi i świetna ścieżka dźwiękowa. Czego chcieć więcej od dobrego filmu.
6. "99% - The Occupy Wall Street Collaborative Film" - reż. Aaron Aites, Audrey Ewell, Lucian Read
Transtalantyk przyzwyczaił nas już do tego, że ściąga świetne dokumenty. I po raz kolejny wybór tego tytułu był strzałem w dziesiątkę. Opowiada on o znanym ruchu, który narodził się w Nowym Jorku, a skierowany był przeciwko 1% najbogatszych osób w kraju. Widzimy kulisy jego powstania, ale także szczątkowe wypowiedzi osób, w które to wszystko jest wymierzone. Ta akcja pokazała, że młodzi ludzie potrafią zjednoczyć się w szczytnym celu. Lektura obowiązkowa dla wszystkich Polaków.
7. "Pieta" - reż. Kim Ki-duk
Ten reżyser nie miał ostatnio dobrej passy. Jednak jego najnowszy obraz jest swego rodzaju powrotem do źródeł. Znowu oglądamy brutalną opowieść o człowieku i jego problemach. Tutaj nic nie jest takie, jakim wydaje się na początku. Miałbym wprawdzie pewne uwagi do samej historii, która fragmentami wydaje się nieco przesadzona. Ale całość robi duże wrażenie.
8. "Dwa życia" - reż. Georg Maas
Wciągająca historia kobiety, której życie zaczyna się w pewnym momencie rozpadać niczym domek z kart. Szczegóły poznajemy w retrospekcjach, przez co napięcie rośnie z każdą kolejną sceną. Oklaski należą się przede wszystkim Liv Ullmann. Jej bohaterce z jednej strony współczujemy, ale z drugiej nie mamy ochoty się z nią w żaden sposób utożsamiać. Nie jestem wielkim fanem niemieckiego kina, ale w tym przypadku warto poświęcić nieco ponad półtorej godziny i zobaczyć ten obraz.
9. "Świat Rogera Cormana" - reż. Alex Stapleton
Dokument traktujący o największej gwieździe kina klasy B. I nie mówię tutaj o aktorze, chociaż po części także, ale przede wszystkim o producencie. To bowiem w głowie Cormana zrodziły się najróżniejsze monstra, które wywoływały uśmiech na twarzy. Dzisiaj oglądamy te produkcje wyłącznie po to, żeby się pośmiać. W dokumencie tym pracę z nim wspominają największe obecnie sławy Hollywood. A widok płaczącego Jacka Nicholsona, bezcenny.
10. "Królowie lata" - reż. Jordan Vogt-Roberts
Film, który obejrzałem z przyjemnością, głównie ze względu na ciekawą, inteligentną opowieść. Traktuje ona o dojrzewaniu i związanym z nim buntem. Tyle tylko, że dość nietypowym. Więcej nie zdradzam, żeby nie popsuć dobrej zabawy. Dodam, że nie zabraknie także dużej ilości humoru, głównie za sprawą Moisesa Ariasa, grającego rolę nieprzewidywalnego Biaggio.

Podsumowując tegoroczną edycję Transatlantyku, nie można nie wspomnieć, że frekwencja była lepsza niż przed rokiem. To oznacza, że w stolicy Wielkopolski jest zapotrzebowanie na podobne wydarzenia. Można by było wytknąć organizatorom kilka błędów, ale w końcu kto ich nie popełnia. Zwrócę uwagę tylko na jeden, który najbardziej mi utkwił w pamięci. Rok temu było zresztą tak samo. Mianowicie ludzie wchodzący po rozpoczęciu seansu i przeszkadzający innym w oglądaniu filmu. Rozumiem, gdyby rozchodziło się o pięć minut. Jednak często było to nawet pół godziny. Na przykład na festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty osoby spóźniające się nie mają wstępu na salę. Mam nadzieję, że od przyszłego roku to się zmieni. Z kolei bardzo ucieszył mnie fakt, że mieliśmy w tym roku większą liczbę warsztatów oraz różnego rodzaju spotkań. Dzięki nim możemy uzupełnić naszą wiedzę o kinie. Przy tej okazji warto wspomnieć chociażby bardzo ciekawy panel dotyczący twórczości Stanley'a Kubricka. A zatem z niecierpliwością czekam na czwartą edycję festiwalu.

Mateusz Frąckowiak


poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Animowany Poznań



Tegoroczny Animator obfitował w wiele interesujących wydarzeń. Była to jedna z ciekawszych edycji, w jakich miałem okazję uczestniczyć. Cieszę się, że poznaniacy coraz chętniej przenoszą się w świat animacji i dostrzegają to, co w niej najważniejsze, a więc mądrość i coraz ciekawszą, nierzadko poruszającą tematykę.
Zacznijmy od Przeglądu konkursowego, który z wiadomych przyczyn budził największe zainteresowanie. Złotego Pegaza otrzymał "Ab ovo" Anity Kwiatkowskiej-Naqvi. Niezwykle interesująca opowieść o tym, co dla większości kobiet jest najważniejsze, czyli macierzyństwie. Według mnie był to jeden z najlepszych tytułów, ewidentnie zasługujący na wyróżnienie. Srebrny Pegaz powędrował w ręce Diane Obomsawin za "Kaspara". Uzasadnienie jury nie wzbudza żadnych kontrowersji. Rzeczywiście była to piękna opowieść, w której można odnaleźć wiele prostych prawd życiowych pokazanych w niekonwencjonalny sposób. Mnie ujął także specyficzny klimat, dzięki któremu oglądało się to z zaciekawieniem. Wreszcie Brązowego Pegaza przyznano Zbigniewowi Capli za "Toto".  Akurat z tym werdyktem bym polemizował. Fakt, sposób wykonania nietuzinkowy, ale nic poza tym mnie nie zachwyciło. Z pewnością znalazłbym coś lepszego, zasługującego na docenienie ze strony jury. Chociażby "Małego wampira Kaliego", "Cichy umysł", "Tylko 8 minut" czy też "Dzikiego". Chciałbym także wspomnieć o jeszcze jednej pozycji, której wprawdzie nie przyznałbym nagrody, ale ubawiłem się na niej setnie. Mam tutaj na myśli "Łukasza i Lottę" w reżyserii Renaty Gąsiorowskiej. Kto nie widział niech koniecznie zobaczy historię stożki i gruszka.
Spodziewanym hitem okazał się przegląd twórczości Johna R. Dilwortha. Jego animacje wzbudziły salwy śmiechu w kinie Muza. Jeżeli ktoś nie kojarzy tego jegomościa podpowiem, że jest to twórca słynnego "Chojraka - tchórzliwego psa" znanego z anteny Cartoon Network. Zresztą najstraszniejsze odcinki tej serii można było sobie przypomnieć podczas tegorocznej edycji. Ja jednak powrócę do jego innych dzieł. Najbardziej podobał mi się "The dirdy birdy", "Hector, the get-over cat" oraz "Noodles & Nedd". Warto dodać, że prezentacji towarzyszył występ samego autora, któremu często towarzyszyła chętna osoba z widowni. Po pokazie ustawiła się kolejka chętnych po autograf. Jednak zanim ktoś go dostał, musiał odbyć obowiązkową rozmowę z reżyserem. Patrząc na miny poszczególnych osób, był to niezwykle miły obowiązek.
Z kolei wszyscy fani Monty Pythona mogli zobaczyć "Autobiografię kłamcy. Nieprawdziwą historię Grahama Chapmana z Monty Pythona". Od razu zaznaczę, że nie był to klasyczny hołd złożony jednemu z członków grupy. Film pokazywał go takiego jakim był rzeczywiście, z pozytywnymi oraz negatywnymi cechami jego charakteru. A zatem nie brakowało seksu i alkoholu, z czym kojarzony był komik. Bardzo dobrze, że nie jest to słodka laurka bo myślę, że takiej nie chciałby sam zainteresowany. A zatem dla fanów, ale nie tylko, jest to pozycja obowiązkowa.
Z bogatego programu tegorocznego Animatora warto było również zwrócić uwagę na filmy z muzyką kompozytorów związanych ze Studiem Eksperymentalnym Polskiego Radia. Było tutaj kilka tytułów, do których chętnie będę wracał przy różnych okazjach. Mam tutaj na myśli "Kartotekę", "Drogę", a także "Polską Kronikę Non-Camerową nr 8". Starsze animacje cały czas wzbudzają zainteresowanie, o czym świadczyła frekwencja na sali.
Zachwyciły mnie także animacje z Francji, gdzie wyróżniłbym cztery pozycje. Na pewno "Ślimaki", a więc klasyczną już opowieść, w której te niewinne zwierzęta zamieniają się w monstra niszczące wszystko, co stanie na ich drodze. Wzruszyli mnie "Trzej wynalazcy" udowadniający, że bardzo łatwo jest oceniać ludzi i ich starania na podstawie pobieżnej obserwacji. Z przyjemnością obejrzałem "Potr'i córkę wody", czyli przygody pewnego rybaka i syreny. Wreszcie nieźle ubawiłem się na "Złodzieju piorunochronów" Paula Grimault z 1944 roku.
Ten, kto lubi klasykę z pewnością nie mógł przeoczyć tytułów kojarzonych z Franciszką i Stefanem Themersonami. Nie są to rzeczy łatwe, ale warto je znać. Szczególnie mam tutaj na myśli "Oko i ucho" z 1945 roku. W ramach bloku "Oko i ucho, czyli polskie czyste kino" mogliśmy również obejrzeć animacje innych autorów. Z przyjemnością patrzyło się na "Słodkie rytmy" Kazimierza Urbańskiego czy też "Sztandar Młodych" Jana Lenicy i Waleriana Borowczyka. Ten ostatni był reklamą dobrze znanego dziennika dla młodzieży wydawanego w latach 1950-1997. Mimo że od jego powstania minęło już trochę czasu, oglądało się to lepiej niż niektóre reklamy obecnie wydawanych tytułów prasowych.
Podsumowując, uważam że szósta edycja Animatora udowodniła, że warto nadal w niego inwestować. Jest jeszcze wielu autorów, których dzieła należy pokazywać. Mogą się od nich uczyć współcześni autorzy animacji. Z kolei widzowie przekonują się, że istnieje nie tylko kino animowane ze znakiem jakość Walta Disneya. Tak więc z niecierpliwością czekam na następną edycję, która tradycyjnie zawita do Poznania latem przyszłego roku.

Mateusz Frąckowiak



czwartek, 1 sierpnia 2013

"Niebiański" werdykt



Za nami trzynasta edycja T-Mobile Nowych Horyzontów, na których jak zwykle nie brakowało filmów kontrowersyjnych, wywołujących żywe dyskusje, pozostających w pamięci jeszcze na długo po wyjściu z sali kinowej. Z pewnością nie była to najlepsza edycja w jakiej miałem okazję uczestniczyć. Nie oznacza to jednak, że był to zmarnowany czas. Wprost przeciwnie. 
Najwięcej emocji wzbudził Międzynarodowy Konkurs Nowe Horyzonty. Moim zdaniem zdecydowanie słabszy niż przed rokiem. Nie potrafię wskazać tytułu, który mnie olśnił. Były za to takie, o których cały czas myślę i do nich zaliczyłbym "Jungle Love", "Lewiatana" oraz najlepszy spośród tej trójki, a więc "Lwy". Niestety wygrał obraz Alexey'a Fedorchenki "Niebiańskie żony Łąkowych Maryjczyków". Historia lekka, łatwa i przyjemna, którą można obejrzeć w wolnym czasie, ale na pewno nie powinna wygrać najważniejszego konkursu. Zdecydowanie nie zgadzam się również z werdyktem jury FIPRESCI, którzy postanowili nagrodzić "Nieznajomego nad jeziorem". Historia wtórna, tylko momentami ciekawa i powielająca schematy z innych obrazów. Ewentualnie jestem w stanie zgodzić się z werdyktem publiczności, która wybrała "Płynące wieżowce". Opowieść w reżyserii Tomasza Wasilewskiego może nie zachwyciła mnie jakość specjalnie, ale jest dobrze opowiedziana i zagrana. Można było to wszystko nieco ciekawiej poprowadzić, ale i tak nie mamy się czego wstydzić. Takie historie możemy wozić na międzynarodowe festiwale bez poczucia wstydu. Jednocześnie nie oznacza, że nie mamy się czego uczyć od naszych zagranicznych kolegów.
Jadąc do Wrocławia dużo sobie obiecałem po retrospektywach. I na szczęście nie zawiodłem się, szczególnie na tej Waleriana Borowczyka. Przede wszystkim zachwyciła mnie "Bestia", która przez długi czas była zakazana w niektórych krajach. Jest to świetnie opowiedziana historia, na którą trzeba spojrzeć z lekkim przymrużeniem oka. Podobnie zresztą jak na inne tytuły, takie jak chociażby "Opowieści niemoralne". Wszystkim polecam krótkie filmy tego reżysera, które nadal zachwycają pomimo upływu tylu lat. Nawet radzę zacząć od nich, kiedy nie mieliście okazji zetknąć się wcześniej z tym twórcą. Myślę że gdyby żył, byłby zachwycony, że tylu młodych ludzi nadal chce oglądać jego filmy. Nieco zawiodłem się na francuskim neobaroku. Szczególnie mam tu na myśli Jeana-Janquesa Beneix. Jedynie jego "Betty" jest obrazem, na którym warto zawiesić oko. Resztę można spokojnie obejrzeć w wolnej chwili, na małym ekranie. Bardzo podobał mi się za to przegląd Leos Caraxa. Szczególnie polecam waszej uwadze "Kochanków z Pont-Neuf" z rewelacyjną parą Juliette Binoche-Denis Lawant. Nie chciało mi się odrywać od nich wzroku i wychodzić z kina. Na pewno będę do tej historii wracał jeszcze nie raz. Zachwyciła mnie także "Zła krew", czyli pomieszanie gatunków i emocje do samego końca. Zawiodła mnie z kolei "Pola X".
Dużo dobrego kina można było obejrzeć w Panoramie. Lekturą obowiązkową jest tegoroczny zdobywca Złotej Palmy w Cannes - "Życie Adeli - Rozdział 1 i 2" Abdellatifa Kechiche'a. Hipnotyzująca opowieść o miłości dwóch dziewczyn. Miłości czystej jak łza, ale jednocześnie trudnej i niepewnej. Jak to wszystko się skończy? Tego wam nie zdradzę, bo film już niedługo trafi do polskich kin. Zachwyciła mnie gra młodej Adele Exarchopoulos, o której z pewnością jeszcze nie raz usłyszymy. Nie przegapcie również "Raju: nadziei", "Senady" oraz najnowszego obrazu Małgośki Szumowskiej "W imię...". Jej "Sponsoring" mnie nie zachwycił, ale tą opowieść oglądałem z zaciekawieniem. To, co mi się nie podobało to rozwiązanie. Trzeba było pozostawić ocenę widzowi. Jednak z całą pewnością jest to jedna z najlepszych produkcji tej reżyserki, obok "33 scen z życia". Nie polecam z kolei najnowszych obrazów Petera Greenaway'a i Bruno Dumonta.
Zachwycił mnie "The Capsule", twórczyni "Attenberga", Athiny Rachel Tsangari. Po raz kolejny udowodniła swój nieprzeciętny talent. Tym razem uwodzi nas obrazami oraz niejednoznaczną, trudno do zdefiniowania historią. Każdy może ją rozumieć na swój sposób. Można ją porównać do sennego koszmaru, chwytającego za gardło i nie chcącego puścić. Mam nadzieję, że będziecie ją mogli gdzieś zobaczyć. Wątpię żeby pojawiła się w kinach, ale może w telewizji lub na dvd. Nie przegapcie "Ojca i syna" Pawła Łozińskiego. Absolutnie niezwykły dokument, który swój dalszy ciąg, nieco nieprzyjemny, miał po napisach końcowych. Dodam że jest to autentyczna opowieść, gdzie główne role grają wspomniany przeze mnie reżyser oraz jego ojciec Marcel, który po zmontowaniu całości postanowił, że z tego materiału zrobi własny film. Nazwał go "Ojciec i syn w podróży", różniący się podobno kilkoma scenami. Niestety nie miałem okazji go zobaczyć, więc nie mogę nic więcej na jego temat powiedzieć. Po raz kolejny niezwykły film wyszedł spod ręki Iwana Wyrypajewa. Jego "Taniec Delhi" jest inteligentną zabawą z widzem. Z zaciekawieniem śledziłem losy czterech osób i dałem się wciągnąć w świat przedstawiony. Tutaj nic nie jest takie, jakie nam się wydaje na początku. Wydawałoby się, że oglądanie tych samych twarzy w tym samym miejscu przez półtorej godziny może się sprawdzić wyłącznie w teatrze. Nic bardziej mylnego.
A jeżeli już mowa o teatrze, to w tym roku w ramach festiwalu pokazany został bardzo dobry spektakl Teatru Polskiego "Klinken / miłość jest zimniejsza..." w reżyserii Łukasza Twarkowskiego. Inspiracją była tutaj twórczość Rainera Wernera Fassbindera, ale także dramat "Klinika" Larsa Noréna oraz utwór Anki Herbut "Traumgruppe". Z tego kolażu powstała niezwykła historia, będąca starciem różnych osobowości, z których jedna po drugiej w pewnym momencie wybucha. Całość podzielona jest na dwie, odrębne części. Pierwsza jest nieco lepsza, ale i tak całość robi wrażenie. Trzeba także podkreślić świetną, żywą grę aktorską. Nie chcę chwalić poszczególnych nazwisk, bo wszyscy spisali się świetnie. Oby podczas kolejnych edycji festiwalu znalazło się miejsce dla spektakli teatralnych.
Kto nie mógł pojawić się we Wrocławiu, niech żałuje. Nie po raz pierwszy T-Mobile Nowe Horyzonty udowodnił, że kino wciąż żyje i ma się bardzo dobrze. Warto odkrywać twórczość zarówno klasyków, jak i współczesnych twórców. Przekonuję się o tym na każdym kroku, a pomaga mi w tym co roku właśnie ten festiwal. Kolejna, czternasta edycja odbędzie się w przyszłym roku w dniach od 24 lipca do 3 sierpnia.
Poniżej dziesięć, moim zdaniem, najlepszych filmów trzynastej edycji.
 
1. Cała retrospektywa Waleriana Borowczyka
2. "Życie Adeli - Rozdział 1 i 2" - reż. Abdellatif Kechiche
3. "The Capsule" - reż. Athina Rachel Tsangari
4. "Kochankowie z Pont-Neuf" - reż. Leos Carax
5. "Ojciec i syn" - reż. Paweł Łoziński
6. "Taniec Delhi" - reż. Iwan Wyrypajew
7. "Anomalia" - reż. Peter Brosens, Jessica Woodworth
8. "Ostatnia walka" - reż. Luc Besson
9. "Lwy" - reż. Jazmín López
10. "Jungle Love" - reż. Sherad Anthony Sanchez

Mateusz Frąckowiak