Zdjęcie: Teatr Muzyczny
"Jekyll & Hyde" był jedną z najbardziej wyczekiwanych poznańskich premier teatralnych tego sezonu. Wszyscy zastanawiali się jak ten czołowy broadwayowski musical wypadnie na scenie przy ulicy Niezłomnych. Efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Zobaczyłem barwne widowisko, świetnie zaśpiewane i zagrane, którego nie powstydziłyby się najbardziej znane teatry muzyczne w Polsce. Kto jeszcze nie widział, niech koniecznie nadrobi zaległości. Tym bardziej, że bilety rozchodzą jak się jak świeże bułeczki.
Nowela Roberta Louisa Stevensona to opowieść o tytułowym doktorze Jekyllu (Janusz Kruciński/Damian Aleksander), który po wypiciu tajemniczego eliksiru zamienia się w bestię. Pod osłoną nocy zabija ona kolejne osoby, siejąc postrach na ulicach Londynu. Oczywiście każdy z nas zdaje sobie sprawę jak to wszystko się skończy. Szczególnie, że zapewne większość oglądała którąś z adaptacji filmowych lub czytała książkę. Jednak w musicalu najważniejsza jest oprawa muzyczna, która w wersji wyreżyserowanej przez Sebastiana Gonciarza jest wręcz oszałamiająca.
Przedstawienie niewątpliwie kradnie Janusz Kruciński, którego głosu można słuchać bez końca. Problemu nie sprawiają mu zarówno górne, jak i dolne rejestry. W każdym przypadku wypada fenomenalnie. Najbardziej w pamięci zapadło mi wykonane przez niego "This is the moment" z pierwszej części przedstawienia. I coś mi się wydaje, że nie jestem osamotniony w tym wyborze. W przypadku tej roli przydała się również jego niesamowita ekspresja sceniczna, szczególnie istotna w partiach należących do Hyde'a. Rewelacyjna okazała się także Marta Wiejak jako Lucy. Jak tylko pojawia się po raz pierwszy na scenie, nie można od niej oderwać wzroku. W tym miejscu chciałbym zwrócić uwagę przede wszystkim na dwie sceny. Pierwsza to ta, kiedy występuje w podejrzanym lokalu, gdzie poznaje Jekyll'a. Warto zwrócić uwagę na jej ruch sceniczny, przygotowany w najdrobniejszym szczególe. Moją uwagę przykuł także jej niesamowity duet z Edytą Krzemień z drugiej części. Obie solistki słuchały się wzajemnie, przez co świetnie uzupełniały, a jednocześnie każda mogła zaprezentować swoje atuty. A jeżeli już wspomniałem o Edycie Krzemień, to muszę podkreślić, że była to kolejna niesamowita rola w tym spektaklu. Ma ona w sobie coś, co powoduje, że człowiek chce za nią podążać. Byłem bardzo ciekawy jak na tle nowych kolegów wypadnie etatowy zespół Teatru Muzycznego. Tutaj także się nie zawiodłem. Każdy spisał się świetnie, a ja przede wszystkim chciałbym wyróżnić Joannę Horodko jako Lady Beaconsfield oraz Wiesława Paprzyckiego, odgrywającego postać Sir Danversa Carew.
Zdjęcie: Teatr Muzyczny
Nie można nie wspomnieć o chórze Teatru Muzycznego, który komentował zastane wydarzenia. Był on niesamowicie zgrany, a każda osoba, bez wyjątku, okazała się wyrazista. Z każdą kolejną minutą z wytęsknieniem czekało się na ich kolejny powrót na scenę. Nie zawiodła wreszcie orkiestra oraz autorka kostiumów, Agata Uchman. Jej stroje świetnie oddają klimat epoki i idealnie wpisują się w scenografię autorstwa Mariusza Napierały. Muszę przyznać, że podobała mi się jedna z wypowiedzi Sebastiana Gonciarza, który przyznał, że przed poznańską realizacją nie oglądał żadnej wcześniejszej. Wszystko po to, żeby nie sugerować się pomysłami innych twórców. Bardzo mądra decyzja, która zaowocowała smakowitym, muzycznym daniem.
Poznański "Jekyll & Hyde" zapewne jeszcze długo będzie komentowany, bo to, co zobaczyliśmy napawa optymizmem przed kolejnymi premierami. Wiele utworów pozostaje w głowie na długo po wyjściu z teatru. Bardzo bym chciał, żebyśmy już niedługo mogli kupić ścieżkę dźwiękową z tego przedstawienia. Zapewne cieszyłaby się one ogromnym zainteresowaniem. Wszyscy znamy słynne hasło "Poznań. Miasto know-how". Na potrzeby tego musicalu można je nieco zmienić i napisać "Teatr Muzyczny w Poznaniu. Teatr know-how".
Mateusz Frąckowiak