poniedziałek, 17 lutego 2014

Niezapomniana podróż



Dawno po wyjściu z kina nie byłem tak oczarowany. Najnowszy film Paolo Sorrentino to wielkie dzieło, po obejrzeniu którego nie miałem ochoty wychodzić z sali kinowej. Chciałoby się, żeby ta opowieść trwała bez końca. Świat przedstawiony jest na tyle fascynujący, że człowiek natychmiast pragnie znaleźć się w Rzymie i przeżywać to wszystko wraz z głównym bohaterem. Jednak od razu zaznaczam, że nie jest to film dla każdego. Jeżeli ktoś oczekuje w kinie dużej ilości wybuchów i efektów specjalnych, niech wybierze coś innego.
Ten urodzony w Neapolu reżyser znany jest polskiej publiczności między innymi z "Boskiego" z 2008 roku. Przedstawił w nim portret Giulio Andreottiego, który rządził we Włoszech w latach 90-tych. Wspominam o tym tytule nie przez przypadek, ponieważ główną rolę zagrał w nim Toni Servillo. Ten sam, którego oglądamy w "Wielkim pięknie". Jest to aktor nietuzinkowy, zarażający widza swoją energią. Widać, że ma on doświadczenie teatralne. Tutaj gra diametralnie inną postać. Jest to Jep Gambardella. Pisarz, który jak dotąd wydał jedną książkę i póki co nie chce kontynuować kariery. Powodem jest brak odpowiedniego tematu. W związku z tym snuje się po ulicach Rzymu, prowadzi długie konwersacje ze znajomymi, a nocami bawi się na imprezach. Na ekranie śledzimy kilka różnych historii, z pozoru ze sobą niepowiązanych. Gdy się jednak nieco uważniej przyjrzymy poszczególnym wątkom, wcale nie są one aż tak od siebie oderwane. Każdy znajdzie w nich coś dla siebie. Wszystko dlatego, że wbrew pozorom, mogłyby się przydarzyć każdemu z nas. Nawet jeżeli nie do końca wiemy czy wszystko to, co oglądamy, przez prawie dwie i pół godziny, dzieje się na jawie czy we śnie.
Każdy smakosz kina zobaczy w tym obrazie nawiązania do klasycznych już dzieł Federico Felliniego. Ja miałem w pamięci chociażby "Rzym", "Słodkie życie" czy też "Osiem i pół". Oprócz tego widać nawiązania do niespiesznych dzieł Antonioniego. Coś dla siebie odnajdą również miłośnicy wielkiej literatury, chociażby Flauberta czy też Céline'a ("Podróż do kresu nocy"). Piękna, nastrojowa jest wreszcie muzyka Lele Marchitellego. Oprócz tego usłyszymy też "Dies irae" Zbigniewa Preisnera oraz III Symfonię Henryka Mikołaja Góreckiego. Szczególnie polecam końcową scenę, kiedy to podczas napisów końcowych płyniemy rzeką Tyber i w niespiesznym tempie podziwiamy krajobrazy Wiecznego Miasta. Przede mną siedziała para w średnim wieku, wspominająca w tym momencie swoją wyprawę do tego miasta. Jak dobrze, że takie przeżycia wciąż można w kinie zobaczyć na własne oczy.
'Wielkie piękno" zachwyca nie tylko obrazami, ale również poszczególnymi wątkami. Każdy z nich ma w sobie coś niesamowitego, magicznego. Niezwykle efektowne są momenty, kiedy główny bohater bawi się na przyjęciach. Można tam spotkać zarówno "wariatów", jak i totalnych odludków. Intrygującą postacią jest również Ramona, która wprowadzi trochę zamieszania w życiu Jepa. Skrywa ona w sobie pewną tajemnicę, a rozwiązanie tej zagadki nastąpi wraz z rozwojem akcji. Wreszcie chciałbym zwrócić waszą uwagę na ostatnią opowieść, kiedy to z wizytą przyjeżdża 103-letnia siostra Maria, wzorowana nieco na Matce Teresie. Nie brakuje w niej humoru, nieraz na granicy, ale również odrobiny refleksji. Słowa, które wypowie bohaterka pod koniec, będą miały ogromny wpływ na dalsze losy Gambardellego.
Najnowszy film Sorrentino to lektura obowiązkowa dla każdego kinomana. Jest to najlepszy film, jaki miałem póki co okazję oglądać w tym roku. Bez wątpienia zdobędzie w tym roku Oscara w kategorii Najlepszy Film Nieanglojęzyczny. W każdym razie zdziwiłbym się, gdyby Akademia zdecydowała inaczej. Takie kino chce się oglądać i wracać do niego co jakiś czas.

Mateusz Frąckowiak 
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz