poniedziałek, 13 maja 2013

Wspólnota to podstawa


Spektakle duetu Strzępka-Demirski mają to do siebie, że można je lubić lub zupełnie odrzucać. Dotykają one ważnych społecznych kwestii. Nikt nie jest w nich bezpieczny, a krytyka może nadejść w najmniej spodziewanym momencie. "O dobru" jest drugim przedstawieniem tych twórców, które miałem okazję zobaczyć.

Całą opowieść otwiera monolog Agnieszki Kwietniewskiej. Opowiada ona widzom jak wyglądały próby do tego przedstawienia. Twórcy wzięli pieniądze, ale nie wykonali swojej pracy należycie. Porzucili aktorów i kazali im improwizować na zadany temat. Jest to ewidentne nawiązanie do sytaucji, jaka ma miejsce w niektórych państwowych teatrach. Oczywiście my od początku czujemy, że jest to tylko konwencja. Niepokój odczuwamy dopiero po wyjściu z teatru, kiedy zastanowimy się nad tym wszystkim. Przecież oszukiwani są nie tylko wykonawcy, ale również widzowie. W końcu to oni płacą za bilety i zmuszeni są to oglądać. Aktorka gra tu jednak przede wszystkim tragicznie zmarłą Amy Winehouse. Wypada w tej roli bardzo przekonująco i z pewnością jest jedną z najjaśnieszych postaci tego widowiska. Widać, że bardzo wnikliwie przyjrzała się swojej bohaterce. Scena, w której słania się na nogach podczas słynnego koncertu w Belgradzie jest rewelacyjnie odtworzona.

Następnie przenosimy się do Domu Opieki Społecznej. Tam poznajmy sześć osób, z czego jedna to pani doktor. Wszyscy uczestniczą w terapii, podczas której poznajmy poszczególne postaci i ich problemy. Wśród nich jest wspomniana wcześniej Winehouse, ale również Bob Woodward i Carl Bernstein. Tej dwójki nie trzeba specjalnie nikomu przedstawiać. To oni ujawnili aferę Watergate, w wyniku której prezydent Richard Nixon podał się do dymisji. Tutaj chciałbym zwrócić uwagę na bardzo wyrazistą kreację Andrzeja Kłaka. To, w jaki sposób przedstawił on chorobę swojego bohatera zasługuje na wyróżnienie. Widz razem z nim przeżywa to wszystko i nie może oderwać wzroku od sceny.

Zwróciłbym jeszcze uwagę na Mirosławę Żak. Od początku do końca wierzyłem w to, co mówiła. Widać, że miała pomysł na każdą postać. A nie jest łatwo zagrać kilka i w każdym przypadku wypaść wiarygodnie. Osobiście najbardziej podobała mi się jako przedstawicielka wytwórni. Zagrała zimną, bezwzględną i wypraną z jakichkolwiek uczuć osobę. Najbardziej liczy się dla niej pieniądz. Człowiek wykonuje tylko pewne zadania. A kiedy nie przynosi zysku firmie, zapomina się o nim. Skąd my to znamy.

Teraz kilka słów o tym, co było nieudane. Otóż nie podobało mi się to ciągłe przeskakiwanie z jednego wątku na drugi. Powodowało to lekki chaos na scenie. Przez to widz nie jest w stanie utożsamić się z którąkolwiek z postaci. Momentami przypominało to wszystko główne wydanie wiadomości, kiedy w pigułce otrzymujemy najważniejsze wydarzenia. Warto było skupić się na dwóch wątkach i wokół nich budować dramaturgię. Rozumiem, że w Polsce dzieje się bardzo dużo. Afera goni aferę, a "bohaterów" mamy wielu. Nie oznacza to jednak, że przeciętnie inteligentny widz nie słyszał o większości z nich. Wprost przeciwnie.

Z kolei muszę pochwalić twórców za pomysł wciągnięcia do spektaklu widowni. Właściwie każdy zabieg mi się podobał. Poczynając od wspólnego przytulania się, na gotowaniu jajecznicy kończąc. Taki zabieg jeszcze bardziej zbliża widzów do teatru. Nie wspominając o końcowym wyjściu na zewnątrz, gdzie aktorzy śpiewali wspólnie z widownią. Autorzy chcieli pokazać, że jednoczenie się społeczeństwa nadal ma sens i może przynieść pozytywny skutek. Widać to było podczas przedstawienia, kiedy osób chętnie włączających się do chóru nie brakowało.

"O dobru" z pewnością nie jest dziełem wybitnym. Jednak daje do myślenia i jest bardzo dobrze zagrane. Zespół wałbrzyskiego Teatru Dramatycznego wierzy w to, co przekazuje ze sceny. W spektaklach Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego poszczególne wątki muszą odpowiednio wybrzmieć. Ich zadaniem jest bowiem dotarcie do świadomości widza i poruszenie nim. Tylko wtedy zadanie można uznać za wykonane. Czy w tym przpadku tak było, każdy musi ocenić samodzielnie.

Mateusz Frąckowiak










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz