Zdjęcie: Teatr Muzyczny
„Traktować
widza z szacunkiem”
Z Przemysławem
Kieliszewskim, dyrektorem Teatru Muzycznego w Poznaniu, rozmawiał Mateusz Frąckowiak.
Stanowisko
dyrektora Teatru Muzycznego objął pan w
styczniu 2013 roku. Co znalazło się w programie, który przedstawił pan komisji
konkursowej?
Przede wszystkim założyłem w nim, że będziemy tworzyć
teatr różnorodny. Oczywiście nie rezygnując z operetki, od zawsze będącej znakiem
rozpoznawczym tej sceny. Dlatego pierwszą premierą za mojej dyrekcji był
„Orfeusz w piekle”, wyprodukowany wyłącznie z pomocą
zespołu, który zastałem w Teatrze. Zarysowałem też plan coraz mocniejszego stawiania na musical.
Jednak
dzieło Jacques’a Offenbacha spotkało się z dość chłodnym przyjęciem. Czy jest
pan zadowolony z tej realizacji?
W dużej mierze tak. Cześć
recenzentów, a także bardziej tradycyjna publiczność rzeczywiście przyjęły
spektakl chłodno. Z pewnością nie był on przełomem, ale też z wielu powodów nie
mógł nim być. Technicznie Teatr funkcjonuje niemal jak skansen i dopiero
staramy się w tym zakresie go doposażyć. Operetka ta
jednak spodobała się mniej tradycyjnej publiczności, gdyż realizacyjnie
(scenografia, kostiumy) ma dość nowoczesny wymiar. Zespół wykonał
ogromną pracę, dzięki czemu poziom artystyczny przedstawienia jest bardzo
wysoki. Pamiętajmy też o tym, że nasza scena jest mała, co stanowi kolejne
ograniczenie.
W
tym sezonie oglądaliśmy kilka wznowień. W tym miejscu warto wymienić na
przykład „Wesołą wdówkę”, „Krainę uśmiechu”, „My fair lady” i „Barona cygańskiego”.
Na czym polegały zmiany w tych spektaklach?
Najważniejszym wznowieniem był „Baron cygański”,
ponieważ kierownictwo muzyczne powierzyłem José Maria Florêncio. Efekt był znakomity w
sferze muzycznej, z kolei z powodów finansowych nie udało nam się już wymienić
scenografii oraz kostiumów, które w wielu spektaklach mogą razić. Wznowienie
polegało wreszcie na tym, że zaprosiliśmy do współpracy w ramach castingu kilku
nowych solistów. Zmobilizowało to naszych etatowych śpiewaków do większego
wysiłku.
Porozmawiajmy
teraz o zespole. Zamierza pan pozyskać jakieś nowe nazwiska? Jeżeli tak, to
kiedy?
Jest to trudny temat, ponieważ jesteśmy zespołem
etatowym. Niedawno zorganizowaliśmy casting do październikowej premiery „Jekyla&
Hyde’a” i to jest właśnie moja odpowiedź na to pytanie. Świat artystyczny coraz
bardziej odchodzi od etatowości. Jeżeli chce się robić różnorodne
przedstawienia, nie udaje się w ten sposób pracować. Estetyka wykonawcza nowej
premiery różni się od tej, która była dotąd domeną tej sceny.
W
Teatrze Muzycznym oglądamy dość dużo spektakli gościnnych. Często są to jednak
farsy nie mające wiele wspólnego z muzyką. Przykładem może być „Klimakterium
II, czyli menopauzy szał”. Czy w tej kwestii planowane są jakieś zmiany?
Spektakle gościnne, organizowane
przez agencje, gramy w dni, kiedy ustawowo nie możemy pracować. Dzięki
nim teatr na siebie zarabia. Z kolei na poziom tych spektakli nie mamy już
wpływu. Inna sprawa, że w nasz profil wpisane jest przede wszystkim dawanie
ludziom rozrywki. Oczywiście staram się wprowadzać w tym kierunku pewne zmiany,
ale proszę się na mnie nie gniewać jeżeli w nowym sezonie pojawią się podobne
propozycje (śmiech).
Za
nami dwanaście spotkań z cyklu „Krakowski salon poezji Anny Dymnej”. Jest pan
zadowolony z tego projektu i czy planowane są kolejne edycje?
Zadowoleni są przede wszystkim odbiorcy. Jest to
swego rodzaju fenomen, że w sobotnie południe do teatru przychodzi 200-400 osób. Chcą oni posłuchać poezji w znakomitym
wykonaniu okraszonej muzyką. Takie wydarzenia były bardzo potrzebne temu miejscu
i na pewno będziemy je kontynuować.
Jednym
z pana założeń było przyciągnięcie do Teatru Muzycznego jak największej ilości młodych
widzów. Udało się to zrealizować?
Marketingowcy, którzy z nami
współpracowali, porównali nasz Teatr to pewnej marki kawy, którą piją głównie
ludzie w starszym wieku. W związku z tym naszą strategią jest powolne
obniżanie wieku widzów. W tym celu stworzyliśmy specjalne projekty, skierowane
właśnie do nich. Mamy jednak ogromny szacunek również do tej starszej widowni,
będącej z nami od wielu lat.
Inne
poznańskie teatry zdecydowały się ostatnio na znaczne poszerzenie oferty
edukacyjnej. Czy pan również zamierza pójść w tym kierunku?
Moim zdaniem każda instytucja kultury musi prowadzić
taką działalność. Nawet jeżeli nie ma tego w statucie, tak jak ma to miejsce w
naszym przypadku. Niedawno zatrudniłem na pół etatu osobę, która będzie
rozwijała nasz teatr w tym kierunku. Chcemy sobie wychować publiczność,
docierając także do gimnazjów i liceów.
Jeżeli
już jesteśmy przy młodszej widowni, to porozmawiajmy o spektaklach dla dzieci.
Ostatnio odbyła się premiera przedstawienia „Myszki i wojna”, w reżyserii
Roberta Drobniucha. Została ona bardzo dobrze przyjęta zarówno przez widzów,
jak i krytyków. Dlaczego postanowił pan wystawić ten tytuł?
Zrealizowaliśmy ten projekt za namową Elżbiecie
Pendereckiej. Premiera, na którą przyjechał sam autor David Chesky, odbyła się
w trakcie trwania Festiwalu Beethovenowskiego. Dla nas to przedstawienie jest
ważne również dlatego, że zamierzamy nawiązać stałą współpracę z Teatrem
Wielkim w Warszawie. Jesteśmy już po pierwszych rozmowach. Niedawno
otrzymaliśmy też zaproszenie z Berlina. Jestem zatem bardzo zadowolony z
efektów pracy naszego zespołu przy tej premierze.
Publiczność dziecięca jest nią zachwycona.
W
repertuarze są także inne spektakle dla dzieci, jak na przykład „Królewna
Śnieżka i siedmiu krasnoludków”, „Ania z Zielonego Wzgórza”, „Sceny z życia
smoków” czy też „Królowa śniegu”. Czy wszystkie będą kontynuowane w przyszłym
sezonie?
Nie powiem jeszcze, z którego z nich zrezygnujemy,
bo cały czas nad tym myślimy. Chcemy i musimy zmieniać repertuar, bo dzięki
temu teatr żyje. Inna sprawa jest taka, że chcemy zacząć komunikować się z
dziećmi ze sceny w trochę inny sposób. Jednak ograniczenia czasowe i finansowe
nie pozwalają tego zrobić od razu.
W
tym sezonie zmieniło się logo teatru oraz strona internetowa. Planuje pan
jeszcze jakieś zmiany wizerunkowe?
Traktuję widza z szacunkiem, dlatego podjąłem taką,
a nie inną decyzję. Kiedy zobaczyłem namalowaną kurtynkę na repertuarze z
poprzedniego sezonu wiedziałem, że trzeba to jak najszybciej zmienić. Również
strona internetowa wygląda w tej chwili o wiele lepiej, aczkolwiek nadal nad nią
pracujemy. Ruszyliśmy wreszcie z internetową sprzedażą biletów, co ułatwia
życie zarówno widzom, jak i nam. Przeprowadziliśmy remont, dzięki któremu bez
wstydu możemy zapraszać do naszego teatru gości. Aż w końcu możemy się szczycić
tym, że naszym mecenasem został dr Jan Kulczyk. Bez jego pomocy nie zorganizowalibyśmy koncertu Plácido Domingo.
Jednym
z największych wydarzeń tego sezonu był bez wątpienia właśnie koncert Plácido Domingo w hali nr 5 Międzynarodowych
Targów Poznańskich.
Artyści naszego teatru zetknęli się z żywą legendą,
największym żyjącym artystą operowym. Program pierwszej części koncertu miał
trochę mniej wspólnego z tradycyjną operą czy też operetką. Powiązany był
bowiem z kanonizacją Jana Pawła II. Z kolei w drugiej usłyszeliśmy m.in. wielkie
duety operowe. Sam Domingo obecny był na scenie bardzo długo i mam nadzieję, że
już niebawem obejrzymy w telewizji powtórkę tego niezwykłego koncertu. Wydarzenie
to udowodniło, że nie jesteśmy teatrem drugoligowym, ale aspirujemy do czegoś
znacznie większego.
Niedawno
odbył się otwarty casting dla solistów, którzy chcieli wziąć udział w
najbliższej premierze, a więc musicalu „Jekyl & Hyde. Dlaczego zdecydował
się pan na taki krok?
Wśród naszych solistów brakowało takich, którzy
mogliby zagrać role pierwszoplanowe. Chociaż część z nich oczywiście znajdzie
się w obsadzie. Zgłosiły się wielkie talenty z całej Polski. Dzięki temu
castingowi Teatr dostaje nową energię, którą zawsze
generują nowi ludzie. Tytuł jest znakomity, podobnie realizatorzy (Sebastian
Gonciarz, Paulina Andrzejewska, Mariusz Napierała, Agata Uchman). Należy więc
się spodziewać, że ta energia zadowoli widownię.
Ogłosił
pan także ogólnopolski konkurs na tekst piosenki do musicalu „Seksmisja”. Jego
premiera zaplanowana jest na jesień 2015 roku. Niedawno Teatr Wielki w Poznaniu
wystawił operową wersję „Dnia świra”, która okazała się porażką. Nie obawia się
pan powtórki z rozrywki?
Przeniesienie kultowego filmu Juliusza Machulskiego na
deski Teatru Muzycznego wydaje mi się dobrym pomysłem. Niedawno dowiedziałem
się z prasy, że nie tylko my ubiegaliśmy się o jego wystawienie w wersji
musicalowej. Chciał to zrobić również Teatr Muzyczny w Gdyni, ale to my
okazaliśmy skuteczni w tym względzie. Co do „Dnia świra”, to nawet sam Juliusz
Machulski stwierdził, że z tego filmu nie da się zrobić opery. Wszystko
dlatego, że mamy w nim do czynienia z wewnętrznym monologiem głównego bohatera.
Z kolei w „Seksmisji” jest akcja, świetnie zarysowane postaci oraz dialogi,
które trzeba zaadaptować. Jeżeli nasze przedsięwzięcie się uda, Poznań będzie
miał się czym chwalić.
Na
koniec pytanie o przyszły sezon. Jakie nowe przedstawienia będziemy mogli
zobaczyć?
12 i 13 września zapraszam na koncerty „Face to Face”,
będące m.in. zapowiedzią nowego sezonu. Oprócz „Jekyl’a & Hyde’a”, o którym
już rozmawialiśmy, kolejną premierą będzie „Hello, Dolly!”, którą wyreżyseruje
Maria Sartowa. Następnie planujemy komedię „Akompaniator”, za którą odpowiedzialny będzie Grzegorz Chrapkiewicz,
odnoszący ostatnio ogromne sukcesy w Warszawie. Szykujemy również kolejną
premierę dla dzieci, musical „Dookoła karuzeli, czyli dziecko potrafi” Krzysztofa Deszczyńskiego, z aranżacjami Jacka
Piskorza. Na pewno będzie jeszcze jedno nowe przedstawienie, ale o nim, póki
co, nie chcę jeszcze mówić. Niech to będzie niespodzianka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz