wtorek, 8 lipca 2014

W cztery oczy z...

Zapraszam na podsumowanie sezonu 2013/2014 w Teatrze Muzycznym w Poznaniu, czyli kolejny wywiad z cyklu "W cztery oczy z...".


Zdjęcie: Teatr Muzyczny


„Traktować widza z szacunkiem”

Z Przemysławem Kieliszewskim, dyrektorem Teatru Muzycznego w Poznaniu, rozmawiał Mateusz Frąckowiak.

Stanowisko dyrektora Teatru Muzycznego objął pan w styczniu 2013 roku. Co znalazło się w programie, który przedstawił pan komisji konkursowej?
Przede wszystkim założyłem w nim, że będziemy tworzyć teatr różnorodny. Oczywiście nie rezygnując z operetki, od zawsze będącej znakiem rozpoznawczym tej sceny. Dlatego pierwszą premierą za mojej dyrekcji był „Orfeusz w piekle”, wyprodukowany wyłącznie z pomocą zespołu, który zastałem w Teatrze. Zarysowałem też plan coraz mocniejszego stawiania na musical.

Jednak dzieło Jacques’a Offenbacha spotkało się z dość chłodnym przyjęciem. Czy jest pan zadowolony z tej realizacji?
W dużej mierze tak. Cześć recenzentów, a także bardziej tradycyjna publiczność rzeczywiście przyjęły spektakl chłodno. Z pewnością nie był on przełomem, ale też z wielu powodów nie mógł nim być. Technicznie Teatr funkcjonuje niemal jak skansen i dopiero staramy się w tym zakresie go doposażyć. Operetka ta jednak spodobała się mniej tradycyjnej publiczności, gdyż realizacyjnie (scenografia, kostiumy) ma dość nowoczesny wymiar. Zespół wykonał ogromną pracę, dzięki czemu poziom artystyczny przedstawienia jest bardzo wysoki. Pamiętajmy też o tym, że nasza scena jest mała, co stanowi kolejne ograniczenie.

W tym sezonie oglądaliśmy kilka wznowień. W tym miejscu warto wymienić na przykład „Wesołą wdówkę”, „Krainę uśmiechu”, „My fair lady” i „Barona cygańskiego”. Na czym polegały zmiany w tych spektaklach?
Najważniejszym wznowieniem był „Baron cygański”, ponieważ kierownictwo muzyczne powierzyłem José Maria Florêncio. Efekt był znakomity w sferze muzycznej, z kolei z powodów finansowych nie udało nam się już wymienić scenografii oraz kostiumów, które w wielu spektaklach mogą razić. Wznowienie polegało wreszcie na tym, że zaprosiliśmy do współpracy w ramach castingu kilku nowych solistów. Zmobilizowało to naszych etatowych śpiewaków do większego wysiłku.

Porozmawiajmy teraz o zespole. Zamierza pan pozyskać jakieś nowe nazwiska? Jeżeli tak, to kiedy?
Jest to trudny temat, ponieważ jesteśmy zespołem etatowym. Niedawno zorganizowaliśmy casting do październikowej premiery „Jekyla& Hyde’a” i to jest właśnie moja odpowiedź na to pytanie. Świat artystyczny coraz bardziej odchodzi od etatowości. Jeżeli chce się robić różnorodne przedstawienia, nie udaje się w ten sposób pracować. Estetyka wykonawcza nowej premiery różni się od tej, która była dotąd domeną tej sceny.

W Teatrze Muzycznym oglądamy dość dużo spektakli gościnnych. Często są to jednak farsy nie mające wiele wspólnego z muzyką. Przykładem może być „Klimakterium II, czyli menopauzy szał”. Czy w tej kwestii planowane są jakieś zmiany?
Spektakle gościnne, organizowane przez agencje, gramy w dni, kiedy ustawowo nie możemy pracować. Dzięki nim teatr na siebie zarabia. Z kolei na poziom tych spektakli nie mamy już wpływu. Inna sprawa, że w nasz profil wpisane jest przede wszystkim dawanie ludziom rozrywki. Oczywiście staram się wprowadzać w tym kierunku pewne zmiany, ale proszę się na mnie nie gniewać jeżeli w nowym sezonie pojawią się podobne propozycje (śmiech).

Za nami dwanaście spotkań z cyklu „Krakowski salon poezji Anny Dymnej”. Jest pan zadowolony z tego projektu i czy planowane są kolejne edycje?
Zadowoleni są przede wszystkim odbiorcy. Jest to swego rodzaju fenomen, że w sobotnie południe do teatru przychodzi 200-400 osób. Chcą oni posłuchać poezji w znakomitym wykonaniu okraszonej muzyką. Takie wydarzenia były bardzo potrzebne temu miejscu i na pewno będziemy je kontynuować.

Jednym z pana założeń było przyciągnięcie do Teatru Muzycznego jak największej ilości młodych widzów. Udało się to zrealizować?
Marketingowcy, którzy z nami współpracowali, porównali nasz Teatr to pewnej marki kawy, którą piją głównie ludzie w starszym wieku. W związku z tym naszą strategią jest powolne obniżanie wieku widzów. W tym celu stworzyliśmy specjalne projekty, skierowane właśnie do nich. Mamy jednak ogromny szacunek również do tej starszej widowni, będącej z nami od wielu lat.

Inne poznańskie teatry zdecydowały się ostatnio na znaczne poszerzenie oferty edukacyjnej. Czy pan również zamierza pójść w tym kierunku?
Moim zdaniem każda instytucja kultury musi prowadzić taką działalność. Nawet jeżeli nie ma tego w statucie, tak jak ma to miejsce w naszym przypadku. Niedawno zatrudniłem na pół etatu osobę, która będzie rozwijała nasz teatr w tym kierunku. Chcemy sobie wychować publiczność, docierając także do gimnazjów i liceów.

Jeżeli już jesteśmy przy młodszej widowni, to porozmawiajmy o spektaklach dla dzieci. Ostatnio odbyła się premiera przedstawienia „Myszki i wojna”, w reżyserii Roberta Drobniucha. Została ona bardzo dobrze przyjęta zarówno przez widzów, jak i krytyków. Dlaczego postanowił pan wystawić ten tytuł?
Zrealizowaliśmy ten projekt za namową Elżbiecie Pendereckiej. Premiera, na którą przyjechał sam autor David Chesky, odbyła się w trakcie trwania Festiwalu Beethovenowskiego. Dla nas to przedstawienie jest ważne również dlatego, że zamierzamy nawiązać stałą współpracę z Teatrem Wielkim w Warszawie. Jesteśmy już po pierwszych rozmowach. Niedawno otrzymaliśmy też zaproszenie z Berlina. Jestem zatem bardzo zadowolony z efektów pracy naszego zespołu przy tej premierze. Publiczność dziecięca jest nią zachwycona.

W repertuarze są także inne spektakle dla dzieci, jak na przykład „Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków”, „Ania z Zielonego Wzgórza”, „Sceny z życia smoków” czy też „Królowa śniegu”. Czy wszystkie będą kontynuowane w przyszłym sezonie?
Nie powiem jeszcze, z którego z nich zrezygnujemy, bo cały czas nad tym myślimy. Chcemy i musimy zmieniać repertuar, bo dzięki temu teatr żyje. Inna sprawa jest taka, że chcemy zacząć komunikować się z dziećmi ze sceny w trochę inny sposób. Jednak ograniczenia czasowe i finansowe nie pozwalają tego zrobić od razu.

W tym sezonie zmieniło się logo teatru oraz strona internetowa. Planuje pan jeszcze jakieś zmiany wizerunkowe?
Traktuję widza z szacunkiem, dlatego podjąłem taką, a nie inną decyzję. Kiedy zobaczyłem namalowaną kurtynkę na repertuarze z poprzedniego sezonu wiedziałem, że trzeba to jak najszybciej zmienić. Również strona internetowa wygląda w tej chwili o wiele lepiej, aczkolwiek nadal nad nią pracujemy. Ruszyliśmy wreszcie z internetową sprzedażą biletów, co ułatwia życie zarówno widzom, jak i nam. Przeprowadziliśmy remont, dzięki któremu bez wstydu możemy zapraszać do naszego teatru gości. Aż w końcu możemy się szczycić tym, że naszym mecenasem został dr Jan Kulczyk. Bez jego pomocy nie zorganizowalibyśmy koncertu Plácido Domingo.

Jednym z największych wydarzeń tego sezonu był bez wątpienia właśnie koncert Plácido Domingo w hali nr 5 Międzynarodowych Targów Poznańskich.
Artyści naszego teatru zetknęli się z żywą legendą, największym żyjącym artystą operowym. Program pierwszej części koncertu miał trochę mniej wspólnego z tradycyjną operą czy też operetką. Powiązany był bowiem z kanonizacją Jana Pawła II. Z kolei w drugiej usłyszeliśmy m.in. wielkie duety operowe. Sam Domingo obecny był na scenie bardzo długo i mam nadzieję, że już niebawem obejrzymy w telewizji powtórkę tego niezwykłego koncertu. Wydarzenie to udowodniło, że nie jesteśmy teatrem drugoligowym, ale aspirujemy do czegoś znacznie większego.

Niedawno odbył się otwarty casting dla solistów, którzy chcieli wziąć udział w najbliższej premierze, a więc musicalu „Jekyl & Hyde. Dlaczego zdecydował się pan na taki krok?
Wśród naszych solistów brakowało takich, którzy mogliby zagrać role pierwszoplanowe. Chociaż część z nich oczywiście znajdzie się w obsadzie. Zgłosiły się wielkie talenty z całej Polski. Dzięki temu castingowi Teatr dostaje nową energię, którą zawsze generują nowi ludzie. Tytuł jest znakomity, podobnie realizatorzy (Sebastian Gonciarz, Paulina Andrzejewska, Mariusz Napierała, Agata Uchman). Należy więc się spodziewać, że ta energia zadowoli widownię.

Ogłosił pan także ogólnopolski konkurs na tekst piosenki do musicalu „Seksmisja”. Jego premiera zaplanowana jest na jesień 2015 roku. Niedawno Teatr Wielki w Poznaniu wystawił operową wersję „Dnia świra”, która okazała się porażką. Nie obawia się pan powtórki z rozrywki?
Przeniesienie kultowego filmu Juliusza Machulskiego na deski Teatru Muzycznego wydaje mi się dobrym pomysłem. Niedawno dowiedziałem się z prasy, że nie tylko my ubiegaliśmy się o jego wystawienie w wersji musicalowej. Chciał to zrobić również Teatr Muzyczny w Gdyni, ale to my okazaliśmy skuteczni w tym względzie. Co do „Dnia świra”, to nawet sam Juliusz Machulski stwierdził, że z tego filmu nie da się zrobić opery. Wszystko dlatego, że mamy w nim do czynienia z wewnętrznym monologiem głównego bohatera. Z kolei w „Seksmisji” jest akcja, świetnie zarysowane postaci oraz dialogi, które trzeba zaadaptować. Jeżeli nasze przedsięwzięcie się uda, Poznań będzie miał się czym chwalić.

Na koniec pytanie o przyszły sezon. Jakie nowe przedstawienia będziemy mogli zobaczyć?
12 i 13 września zapraszam na koncerty „Face to Face”, będące m.in. zapowiedzią nowego sezonu. Oprócz „Jekyl’a & Hyde’a”, o którym już rozmawialiśmy, kolejną premierą będzie „Hello, Dolly!”, którą wyreżyseruje Maria Sartowa. Następnie planujemy komedię „Akompaniator”, za którą odpowiedzialny będzie Grzegorz Chrapkiewicz, odnoszący ostatnio ogromne sukcesy w Warszawie. Szykujemy również kolejną premierę dla dzieci, musical „Dookoła karuzeli, czyli dziecko potrafi” Krzysztofa Deszczyńskiego, z aranżacjami Jacka Piskorza. Na pewno będzie jeszcze jedno nowe przedstawienie, ale o nim, póki co, nie chcę jeszcze mówić. Niech to będzie niespodzianka.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz